Checz na swoim fejsie napisała ze się starzeje. O tak:
wiecie, że rok 1990 był 20 lat temu? a ja oglądam dzikość serca i myślę, że pradawność, potem konstatuję – a nie, nie – wszak to niedawno, w trzecim akcie zorientowałam się, że 2010 – 1990 = 20. JEJKU!
Dla mnie takie pierwsze przeżycie było jak sobie uświadomiłem że pamiętam daty urodzin moich harcerzy. Znaczy widzę że się taki urodził w 1993 roku i ja już ten rok pamiętam. . . wpisywało się wtedy zawsze w zeszycie ‚Lekcja 12 12.09.1993’. Łaaa.
Robiłem dziś porządki, takie grubsze. Na strych idzie 8 kartonów ksiązek. Cześć takich do wywalenia, część po prostu w kategorii ‚kiedyś się przydadzą’ — od wydanie misia Paddingtona. Zawsze mnie to rusza. Ksiązka w ręce odpala serię wspomnień.
- Cykl S-F Sten, było tego z jakieś 8 książek. . . czytałem je z reguły zaraz po tym jak kupił mi je Tata we wówczas magiczej i jedynej dobrze zaopatrzonej księgarni (tak to były jeszcze czasy przed empikiem) razem z również wówczas magicznymi orzeszkami ziemnymi w cieście kokosowym.
- Czy magiczna seria Stachury w którym zaczytywałem się pod koniec Liceum i która bardzo kojarzy mi się z moim przyrzeczeniem (bo przecież na obozie na którym dali mi Krzyż czytałem głównie Stachurę z tej serii).
- Czy Platony którymi szkokowałem na obozie rok później (ludzie do dziś mi wypominają).
- Czy Norwegian Wood Murakamiego, które czytałem w masakrycznym dole i które mi strasznie zryło wtedy psychike. . . książka w której do dziś jest piasek z plaż których wcale nie odwiedziłem.
Strasznie mnie naszło że jednak się chyba rozwinąłem od tamtych czasów, że od czasów Stena to normalne (wszak czytałem go w podstawówce), ale nawet między sobą z czasów Norwegian Wood a sobą dziś widzę różnicę. Jest lepiej.